czwartek, 21 lipca 2011

Weszła, taka mała ...

Weszła, taka mała w nastroszonym, brudnym futerku.
Już za drzwiami głośno oznajmiła, że jest głodna. Więc zaczęło się poszukiwanie czegoś do jedzenia. Co wcale nie było takie proste, bo to hotel i tego typu goście wcześniej głównym wejściem - nie wchodzili. Udało się znaleźć coś do jedzenia, co zaspokoiło głód. Zasnęła mocno przy grzejniku.
Zaczęło się rozpytywanie kto jest chętny, aby wziąć ją do siebie. Koniec pracy, a osoby chętnej do wzięcia kotki nie ma! Została tylko osoba, która widziała jej wejście. Wcześniej były u mnie koty, ale nie w bloku na siódmym piętrze. Więc jak to będzie ?
Decyzja podjęta - jedziemy razem do domu. Jest już późno /ok.godz. 23.00/, organizuję prowizoryczną kuwetę, ale mała jest brudna. Idę spać z myślą - jutro ją wykąpię.
Rano czeka mnie wielka niespodzianka. Mała jest czyściuteńka i widać, że skorzytała z prowizorycznej kuwety. Z jej strony była to błyskawiczna akceptacja nowego miejsca.
Zaczął się czas wzajemnego poznawania i zmian w codziennym życiu. Przede wszystkim w moim życiu.
Wizyta u weterynarza - jest wszystko OK. Zakup niezbędnych artykułów dla nowego domownika.
Kocia Koćka, bo tak nazwałam małego przybysza, wniosła mnóstwo radości, śmiechu z jej psot i obserwacji jej poczynań. Jak też czasem bezradności z mojej strony.
Minęło sporo czasu zanim zrozumiałam / i nie wszystko/, co potrzebuje i co chce mi przekazać. Skoro świt, czyli o godz. 4.00 rano budziła mnie. Najpierw delikatnie dotykając opuszkami mojego policzka, jak to nie pomagało to było również delikatne działanie z pazurkami po głowie.
Efekt - wstaję, a Kocia Koćka prowadzi mnie do drzwi wejściowych i miauczy. Otwieram drzwi z myślą, że chce wyjść na korytarz. Ale nie!
Po jakiś czasie zrozumiałam, że o tej porze ktoś-kiedyś otwierał drzwi wejściowe i dostawała jeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz